Ale teleturniej „1 z 10” nie wymaga dogłębnej wiedzy specjalistycznej. Doświadczenie pokazuje, że rozgarnięty absolwent szkoły średniej, śledzący bieżące wydarzenia, może z powodzeniem grać i wygrywać. Oczywiście, czasami zdarzają się pytania sięgające głębiej w jakąś dziedzinę. Ale zdarzają się rzadko i trafiają Mamy nadzieję, że nie zabrakło Wam dzisiaj mikołajkowych przyjemności. My mamy dla Was jeszcze jedną: trzeci odcinek 110. edycji. Zapraszamy! Media obiegła niespodziewana informacja o tym, że uczestnik teleturnieju „Jeden z dziesięciu”, Artur Baranowski, który dał w programie historyczny popis wiedzy, nie pojawi się w finale Jeden z dziesięciu. 31-10-2023 15:48. Paweł Jackowski zgarnął majątek w show TVP. Zdradził, co zrobił z pieniędzmi. Paweł Jackowski ma sprawdzone sposoby na wygrywanie teleturniejów, dzięki czemu zbił na nich już niezłą fortunę. Mógłby zagrać od razu o milion w TVN, ale zniechęca go jedna zasada w "Milionerach". 24-10-2023 “Jeden z dziesięciu” to teleturniej, który jest emitowany na antenie Telewizji Polskiej już od niemal 3 dekad. W tym czasie nikomu, prócz jednej osoby, nie udało się odpowiedzieć Chodzi o emisję odcinków powtórkowych. Czytaj także: Nagle zaczęły "wchodzić" na ląd. Przerażające nagranie z Rosji. Pojawił się też zarzut w stronę producentów. Uznano, że wykorzystują stary, nierównoprawny model współpracy, w którym TVP ma rolę "bankomatu i słupa ogłoszeniowego". W celu uruchomienia produkcji kolejnych 1rMKT. W testach z angielskiego na próbnej maturze były błędy. Nauczyciele naliczyli ich siedem, a bardziej dociekliwi nawet dwanaście. Błędy były w tekście do zadania czwartego, które składało się z dziesięciu zdań. Co bardziej wnikliwi nauczyciele wypatrzyli więc więcej "byków" niż zdań. Na szczęście nie wpłynęły na odpowiedzi uczniów ani na wynik egzaminu. - Autorzy testów nie powinni do nich dopuścić. Powinna je sprawdzać osoba, która świetnie zna angielską gramatykę, najlepiej lingwista - mówi Izabela Grunenberg, anglistka z Olsztyna. - Co będzie, jeśli błędy pojawią się w czasie prawdziwego egzaminu, a od tego będzie zależał wynik matury? Pierwszy błędy zauważył Peter Foulds, nauczyciel z Wielkiej Brytanii, który mieszka w Białymstoku. - To skandal, żeby w tekście państwowego egzaminu było tyle nieścisłości - irytuje się. - Test wygląda tak, jakby opracował go jakiś pseudonauczyciel, który angielskiego nauczył się podczas wakacji za granicą. Błędy na egzaminach z angielskiego zdarzały się i w poprzednich latach, ale nie miałem czasu, by powiadomić o tym prasę czy władze. Teraz nie wytrzymałem. Zarzutami są zaskoczeni pracownicy Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej z Łomży, która organizowała próbną maturę w naszym regionie (pisali ją też uczniowie z Mazowieckiego, Podlaskiego i Łódzkiego). Same testy opracowała komisja z Warszawy. W piątek obiecała, że przyjrzy się wątpliwościom nauczycieli i przygotuje stanowisko w tej sprawie. Błędy w arkuszach egzaminacyjnych pojawiły się nie tylko na próbnej maturze z angielskiego. Były też w testach z innych przedmiotów. Na przykład w teście z geografii zabrakło trzech zadań. Nauczyciele musieli "kombinować", co zrobić, by uczniów nie pozbawić kilku punktów - najczęściej czytali je na głos z jednego egzemplarza. Podobnie było z fizyką. DLA GAZETY: Bożena Dawidowicz, ekspert MENiS, zajmuje się szkoleniem anglistów w Warmińsko-Mazurskim Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli - Organizuję konkursy języka angielskiego w regionie i wiem, jaka to odpowiedzialność pilnować, by nie było w nich błędów. Podczas matury nie można sobie na to pozwolić. Kilka osób powinno przejrzeć testy. Nawet jeśli błędy nie rzutują na wynik egzaminu - jak było w tym wypadku - to pozostawiają niesmak. Jako nauczyciele powinniśmy ich unikać. A egzamin maturalny to jeszcze większa odpowiedzialność, bo od niego wiele zależy. not. man Niektóre błędy * Jest: The place where people meet socially in England is a pub. Powinno być: (...) is the pub. * Jest: A typical english pub is one of the most wonderful places on the Earth. Powinno być: (...) on Earth * Jest: Comfortable, pleasantly-looking furniture Powinno być: pleasant-looking * Jest: woollen (...) carpets Powinno być: wool (...) carpets * Jest: first of all Powinno być: most of all * Jest: Englishmen spend there a lot of their free time Powinno być: Englishmen spend a lot of their free time there * Jest: Pubs (...) are open from 11 till 11 however, Englishmen (...) Powinno być: (...) till 11 However, Englishmen (...) Tadeusz Sznuk, prowadzący Jeden z Dziesięciu, źródło: TVPTadeusz Sznuk i jego program „Jeden z dziesięciu” to absolutny hit w ramówce TVP 1. Przez wielu uważany za najlepszy teleturniej, w którym trzeba wykazać się niesamowitą wiedzą, potrafi zaskoczyć niejednego, nawet najbardziej pewnego siebie uczestnika. Tak też stało się podczas ostatniego odcinka. Faworyt finału „1 z 10” nie odpowiedział aż na trzy pytania z rzędu i pożegnał się z programem. Zastanawia zwłaszcza ostatnie pytanie, które, co tu dużo pisać, było banalnie proste. Po reakcji uczestnika wydaje się jednak, że górę wziął stres. Zresztą przeczytajcie i zobaczcie sami, czy dalibyście radę na jego błędne odpowiedzi z rzędu w „Jeden z dziesięciu”„1 z 10” to program emitowany na łamach Telewizji Polskiej (najpierw w TVP 2, a później w TVP 1) od 1994 roku. Tadeusz Sznuk co odcinek gości 10 graczy, który walczą o jedno miejsce. Jest ono premiowane, bądź też nie – w zależności od ilości zdobytych punktów -awansem do wielkiego finału każdej z ostatniego odcinka „Jeden z dziesięciu” wydawało się, że na dobrej drodze do zwycięstwa jest pan Adam. Wszystko wskazuje jednak na to, że górę wziął stres. Uczestnik „1 z 10” nie odpowiedział aż na trzy pytania z rzędu. Trzeba przyznać, że nie były one zbyt trudne. Zwłaszcza, kiedy przyjrzymy się ostatniemu z nich. Pewnie znasz odpowiedź na nie!Zacznijmy jednak od początku. W finale odcinka spotykają się panowie Maciej, Filip oraz pan Adam Suda z Jędrzejowa Małego. To właśnie on jest głównym faworytem tego odcinka „Jeden z dziesięciu”. W końcu do wielkiego finału awansuje jako jedyny uczestnik z kompletem szans. Przez pewien czas wszystko idzie po jego myśli. Później jednak dzieje się coś nieoczekiwanego. Pan Adam ma na koncie 43 punkty i komplet zachowanych szans. Jego rywale mają odpowiednio dwie i jedną szansę oraz 21 i 2 pkt. Wówczas zaczynają się kłopoty pana Adama, które z każdą sekundą programu potęgują pytanie w „1 z 10” sprawiło spore problemyW puli „1 z 10” zostało 30 pytań. Tadeusz Sznuk sięga po pytanie dla pana Adama. „Jak nazywa się amerykańska aktorka, którą poślubił brytyjski Książę Harry?”. Uczestnik ma odpowiedź z tyłu głowy. Rzuca „Meghan” i zaczyna się niesamowicie stresować, szukając jej nazwiska. Niestety, ale Tadeusz Sznuk nie mógł uznać tej odpowiedzi. Poprawna brzmi bowiem „Meghan Markle”.To nie koniec problemów pana Adama. W kolejnym pytaniu finału odcinka „Jeden z dziesięciu” zostaje zapytany przez Tadeusza Sznuka o wiek, w którym wprowadzono do obiegu pierwszy polski znaczek pocztowy. Strzela na XX wiek. Prawidłowa odpowiedź to jednak XIX wiek, wobec czego panu Adamowi zostaje ostatnia szansa. A jego… szanse na wygranie odcinka topnieją, choć w niewiele lepszym położeniu znajdują się szansę pan Adam traci błyskawicznie już w kolejnym pytaniu. Tym razem Tadeusz Sznuk pyta o odrę. „To zakaźna choroba wirusowa czy wywołana przez bakterię?”. Uczestnik „1 z 10” odpowiada błędnie, że „Odra jest chorobą bakteryjną”. Traci ostatnią szansę. Z największą ilością zgromadzonych punktów opada z finału „Jeden z dziesięciu”.Całą sytuację od momentu, w którym rozpoczęły się kłopoty pana Adama możecie zobaczyć na poniższym nagraniu. Olbrzymi pech czy jednak stres? Stawiamy na to drugie. Wydaje się, że w kluczowych fragmentach finału „1 z 10” uczestnika, faworyta finału, zjadła trema. Szkoda… ale będzie szansa na powtórkę być może w następnej podstęp w „Rolnik szuka żony”? Wszystko zostało wyreżyserowane, widzowie nie mają wątpliwościTakich promocji w Biedronce jeszcze nie było. Klienci będą wyrywać sobie produkty z rąk?Sławomir Nowak zostanie świadkiem koronnym? To byłby niewyobrażalny cios dla Platformy ObywatelskiejŁzy w oczach jurorów „The Voice of Poland”. Zobacz niesamowite wykonanie hitowego utworuNiepublikowane zdjęcie Anny Przybylskiej wyciekło do sieci Na antenie radia zadebiutował, gdy… rozwinęła mu się przygotowana do emisji taśma i musiał osobiście przeprosić za to słuchaczy Po maturze rozpoczął studia na Wydziale Elektroniki Politechniki Warszawskiej i ukończył je w 1970 r., otrzymując tytuł magistra inżyniera elektronika Pewnego dnia zdarzyło mu się zasnąć podczas czytania filmu o Leninie. Wszystko działo się na żywo! Żona Tadeusza Sznuka nie podziela jego pasji do latania. "Nie przepada za komunikacją lotniczą, właściwie w ogóle jej nie uznaje" - wyznał kiedyś Obaj synowie Tadeusza Sznuka są informatykami po studiach uniwersyteckich, a córka jest psychologiem społecznym i pracuje w instytucjach reklamowych Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Tekst jest kolejną odsłoną cyklu "Ikony Plejady". Przybliżamy w nim sylwetki niezapomnianych gwiazd okresu PRL, których życie do dziś pasjonuje Polaków. Tadeusz Sznuk jest zodiakalnym Rakiem - urodził się w 1943 r. w Kielcach. A z charakteru - sową. Wyznaje szczerze, że lubi długo siedzieć i nie musieć wstawać rano. Mimo to przez 28 lat pracował w audycji radiowej, która zaczynała się najpóźniej o godzinie szóstej, a najwcześniej o godz. rano. Dziennikarzem radiowym został już w czasach liceum. W wieku zaledwie 16 lat zaczął pracować jako lektor i reporter najstarszej niepublicznej Rozgłośni Harcerskiej. Trafił tam przez przypadek – w 1958 r. znalazł się na obozie harcerskim, którego komendantem był ówczesny szef Radiostacji Harcerskiej Karol Soczek. Ale po kolei… Umie rysować kota. Tyłem Tadeusz Sznuk urodził się wprawdzie w Kielcach, ale czasy szkolne spędził już w Warszawie. Ukończył w stolicy XXX Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Śniadeckiego. Paweł Piotrowicz, któremu udało się zrobić wywiad z dziennikarzem, wyciągnął od niego, że uczniem był średnim – dobrym z przedmiotów ścisłych, takich jak fizyka, matematyka i rachunki, gorszym z chemii, a z rysunków fatalnym. Najlepszym malarskim dziełem dziennikarza była grafika – kot siedzący tyłem do malarza. Być może z powodu uzdolnień matematycznych Tadeusz Sznuk po maturze rozpoczął studia na Wydziale Elektroniki Politechniki Warszawskiej i ukończył je w 1970 r., uzyskując tytuł magistra inżyniera elektronika. W Rozgłośni Harcerskiej początkowo jako przyszły inżynier zajmował się obsługą stacji. Na antenie zadebiutował, gdy… rozwinęła mu się przygotowana do emisji taśma i musiał osobiście przeprosić za to słuchaczy. Pracował tam do 1964 r., a w "dużym radiu" zadebiutował, czytając audycje harcerskie w Jedynce. Resztę artykułu znajdziesz pod materiałem wideo: Równolegle – już jako dyplomowany inżynier - działał w zespole pracującym nad wprowadzeniem stereofonii. "W komórce zajmującej się stereofonią, wtedy, kiedy ja przyszedłem do działu technicznego radia, był Janusz Sidorenko, był pan inżynier Jerzy Geisler i był Janusz Nowak. Zajmowaliśmy takie dwa pokoiki na Myśliwieckiej, w technicznej części i tam mieliśmy zgromadzone podstawowe urządzenia do nagrywania stereofonii" - wspominał. Tam również powstał niezapomniany sygnał kontrolny do regulowania odbiorników. "Każdą audycję zaczynaliśmy od tego sygnału" – opowiadał Tadeusz Sznuk. Tadeusz Sznuk na dziennikarstwie wytrzymał trzy miesiące… W 1973 r. trafił do redakcji tworzących się "Sygnałów dnia", później prowadził również "Lato z radiem". 10 lat po zdobyciu tytułu inżyniera całkowicie oddał się dziennikarstwu chowając dyplom do szuflady. Dlaczego poszedł na studia inżynierskie, a nie dziennikarskie, mimo że zawsze pociągała go ta profesja? Tadeusz Sznuk uważa, że "jedno się z drugim nie gryzie", bo inżynierowie też potrafią być rozgarnięci. "Miałem już wtedy za sobą ponad 10 lat terminowania w Polskim Radiu, więc praktyka zastąpiła teorię. Poza tym życie inżyniera jest spokojniejsze. Zawsze powtarzam, że żadna dyrektywa nie zmieni prawa Ohma" – mówił w 2014 r. w wywiadzie dla Onetu. "Jest w tym spokój rzeczy obiektywnych, podobnie zresztą jak w lataniu, zajęciu niby pełnym fantazji i uroku, ale jednocześnie podporządkowanym prawom fizyki" - dodał. A znajomość tych praw zdaniem Sznuka daje spokój i odporność na tak zwane trendy. Tadeusz Sznuk ma licencję pilota na samoloty i helikoptery Latanie jest wielką pasją Tadeusza Sznuka. Jako dziennikarz razem z Radosławem Brzózką poprowadził Air show 2009 w Radomiu. Komentuje także (od 2009 r.) Piknik Lotniczy w Płocku oraz Mazury AIRSHOW w Giżycku. Ale przede wszystkim sam ma licencję pilota samolotów i helikopterów. Jak się zaczęła jego powietrzna przygoda? Okazuje się, że przypadkiem. W wywiadzie dla Onetu przyznał: "Miałem dla radia nagrać materiał związany z lotnictwem, ale niełatwo nielotowi zdobyć zaufanie środowiska lotniczego. Stwierdziłem więc, że muszę jakoś w nie wejść. Poprosiłem o pomoc szefa, który znał dyrektora Instytutu Lotnictwa. Ten miał w Kętrzynie poligon doświadczalny dla rozmaitych urządzeń agrolotniczych, opryskiwania czy opylania, a obok mieściło się technikum rolnicze, z którego absolwenci wychodzili z maturą i licencją zawodowego agrolotnika" - opowiadał Tadeusz Sznuk. "Dyrektor zgodził się wziąć dwóch dziennikarzy na doszkalanie, sugerując, by nie przeszkadzali za bardzo. Powiedział: »Niech sobie polatają na motoszybowcu aż do samodzielnego wylotu«" - wspominał dziennikarz. I w ten sposób zaczął zgłębiać tajniki pilotażu razem z innym świetnym dziennikarzem, Mieczysławem Smugarzewskim. Dzięki znajomości polskiego lotnictwa zaliczył także dość poważną wpadkę na antenie. Podał nazwę lotniska, która nie figurowała nie tylko w jawnym rejestrze, ale nawet w tajnym. W wywiadzie dla Onetu zaznaczył: Dodał, że w rzeczywistości była to łąka pod Nasielskiem, której używali piloci transportowych śmigłowców i spadochroniarze, więc istotnie cenzor nie miał jej w żadnym wykazie. Tadeusz Sznuk od lat pracuje w TVP Zasnął, czytając film o Leninie Wpadki przytrafiały się także Tadeuszowi Sznukowi podczas pracy lektora. Dziennikarz ma na koncie wiele filmów, w tym dokumentalnych, poza tym czyta audiobooki. Pewnego dnia zdarzyło mu się zasnąć podczas czytania filmu o Leninie – w latach 60., na żywo! "Wszyscy wołali, biegali i strzelali, ale nie było nic do czytania. Jako że to był niedzielny poranek, a ja miałem za sobą pracowitą sobotę, mimo woli uciąłem sobie drzemkę. Wódz rewolucji zaczął przemawiać, a ja nic" – opowiedział w wywiadzie dla Onetu. Dziennikarza zbudził dopiero zaniepokojony kolega. Z powodu lektorowania Tadeusz Sznuk zepsuł także jedyny bal sylwestrowy, na którym był z żoną, bo musiał jeszcze tej nocy przeczytać jakiś film. W wywiadzie dla Onetu wspominał: O żonie Tadusza Sznuka wiadomo niewiele. Zapytany, co małżonka sądzi o nim, dziennikarz odpowiedział w cytowanym już wywiadzie dla Onetu. "O czym myśli kobieta, tego żaden mężczyzna nigdy nie może być pewien, ale nie wiem, czy dobre wychowanie pozwoliłoby panu zacytować to, co miałbym do powiedzenia. (...) Powiem tak - żona ma o mnie zdanie bez wątpienia słuszne..." - powiedział. Zobacz też: Kim są najbliżsi Tadeusza Sznuka? Chroni ich prywatności Dopytywany, czy życie z nim wymaga dużej dozy cierpliwości, podkreślił: Okazuje się także, że żona Tadeusza Sznuka nie podziela jego pasji do latania. Dziennikarz w wywiadzie dla "TeleMaxa" powiedział: Żadnej z pasji dziennikarza nie podzielają także jego dzieci – Tadeusz Sznuk ma dwóch synów i córkę. W wywiadzie z dziennikarką TVP Barbarą Trusińską przyznał, że pociechy nie myślą o tym, żeby pójść w jego ślady. Powiedział: Jakim tatą był Tadeusz Sznuk, oprócz tego, że często nieobecnym? Zapytany o to podczas wywiadu dla Onetu, powiedział: "Dzieci są dobrze wychowane i chyba będą się wyrażać o mnie dobrze, nawet jeśli niekoniecznie zgodnie z prawdą" - dodał. Czym zajmują się dzieci Tadeusza Sznuka? Synowie dziennikarza są informatykami po studiach uniwersyteckich, a córka jest psychologiem społecznym i pracuje w instytucjach reklamowych. Dziennikarz ma także co najmniej dwoje kilkuletnich wnucząt, w tym urodzonego w 2013 r. wnuka, po którego urodzinach dostał od znajomych koszulkę z napisem "Najlepszy dziadek na świecie". Wiadomo też, że Tadeusz Sznuk mieszka na warszawskiej Sadybie. Wcześniej żył także w innych dzielnicach stolicy. "Teraz mam segment, od 1983 r. budowaliśmy go z kolegami przez siedem lat w ramach własnej spółdzielni, której byłem głównym zaopatrzeniowcem, bo miałem twarz znaną z telewizji" – powiedział w wywiadzie dla Onetu. Foto: Andras Szilagyi / MW Media Tadeusz Sznuk ma szerokie grono sympatyków Start w wyborach i utarczki z IPN Tadeusz Sznuk nigdy nie bawił się w politykę, bo – jak podkreśla - wystarczyły mu, kolejno: kółko ministrantów, drużyna harcerska i aeroklub. A w szkole podstawowej Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, które miało w Warszawie kino "Aurora", i członkowie towarzystwa dostawali ulgowe bilety. Mimo to dziennikarz ma w życiorysie epizod polityczny. W 1989 r. wystartował w pierwszych wolnych wyborach jako niezależny kandydat do senatu wysunięty przez grupę dziennikarzy "Sygnałów dnia". Zdobył 155 tys. głosów. "Pomysł był pewnie pozbawiony szans powodzenia, choć opierał się na dość prostej wierze: »Skoro już tyle lat funkcjonujemy w audycjach informacyjnych, to można powiedzieć, że jesteśmy nie najgorzej poinformowani, więc może warto to wykorzystać w czymś takim, jak senat«" – zwierzył się dziennikarzowi Onetu. I dodał, że ponieważ był najstarszy w grupie, padło właśnie na niego. Podkreślił: Dziennikarz – jak sam zaznacza – ma za sobą także paskudny okres. W latach 2005-2007 znalazł się na tzw. liście Wildsteina, o której początkowo mówiono, że jest listą katów i ofiar. W wywiadach otwarcie odpowiadał na pytania w tym temacie. "Zdawałem sobie sprawę, że SB na pewno interesowała się ludźmi z Radia, ale nie przychodziło mi do głowy pytać, co tam ktoś o mnie napisał, czy zaglądać do swojej teczki. Ale skoro znalazłem się na liście, poszedłem następnego dnia poprosić o teczkę. Dowiedziałem się, że nie zobaczę" – wyznał w wywiadzie dla Onetu. Po wielu staraniach Tadeusz Sznuk został w końcu poinformowany, że zdaniem Instytutu był tajnym współpracownikiem, miał pseudonim i spotykał się z oficerami. "Była to dla mnie zupełna nowość i zarazem taki szok, że wyobraża pan sobie chyba, iż na następne dwa lata odebrało mi spokój i sen" – wyjawił dziennikarz. Aby się oczyścić, musiał wystąpić przeciw IPN w sądzie, bo nie przysługiwał mu proces lustracyjny. Wygrał proces z IPN w pierwszej i drugiej instancji oraz po oddaleniu przez Sąd Najwyższy wniosku Instytutu o kasację. I jak mówi, został wtedy za oskarżenia przeproszony przez Instytut "bardzo drobnym drukiem, na jakiejś sto sześćdziesiątej stronie ich biuletynu". Foto: Paweł Wrzecion / MW Media Tadeusz Sznuk chętnie opowiada o przeszłości Wybrali go, bo miał "durną minę" Oskarżenia IPN jednak nie zaszkodziły dziennikarzowi, jeśli chodzi o popularność. Prowadził już wtedy teleturniej "Jeden z dziesięciu”, który ukazuje się od 1994 r. na antenie Telewizji Polskiej. Tadeusz Sznuk w rozmowie z "Tele Tygodniem" wyznał, że do programu trafił… przypadkiem. "Teleturniej spodobał się widzom, więc poprowadziłem pierwszą serię. Podobno jednym z ważnych kryteriów wyboru była »durna mina« prowadzącego, żeby gracze nie mogli poznać, co się dzieje w jego duszy i jakie są odpowiedzi. Myślę, że właśnie dlatego zostałem wybrany. Na ekranie zachowuję spokój Bustera Keatona, czy może raczej urzędnika, który nie powinien mieć zbyt mądrej miny. Teraz na ekranie jest już 103. seria. Miny nie zmieniam" - powiedział Tadeusz Sznuk. Na wiosnę tego roku widzów zmartwiła informacja, że… TVP 1 kończy emisję teleturnieju. Niepokój zasiała wypowiedź Tadeusza Sznuka z ostatniego, kwietniowego wydania programu. Żegnając się z widzami, powiedział: Szczęśliwie dla widzów telewizja doszła do porozumienia ze spółką Euromedia TV, która posiada w Polsce wyłączną licencję na reżyserowanie brytyjskiego formatu "Fifteen to One". Tym samym nagrania "Jednego z dziesięciu" ruszą jesienią. Tadeusz Sznuk pozostanie prowadzącym, bo jak sam podkreśla – o emeryturze myśli tylko raz w miesiącu, gdy dostaje pieniądze na konto. A czy popularność przydaje mu się w codziennym życiu? W wywiadzie dla Onetu przyznał: - Kiedyś zaparkowałem w nieodpowiednim miejscu, co nie uszło uwadze dwóch strażników miejskich. Jako że jeden z nich mnie poznał, padła propozycja: "Niech pan mi zada pytanie. Jeśli odpowiem, mandat zostaje; jeśli nie, to się panu upiecze". Spytałem strażnika, co go interesuje. Okazało się, że studiował geografię. Byłem akurat dzień po nagraniu odcinka, w którym padło pytanie o najdalej wysunięty na zachód punkt Azji. To Przylądek Baba na Morzu Śródziemnym. Wygrałem - powiedział. Foto: TVP ( Tadeusz Sznuk na planie programu "Jeden z dziesięciu" Źródła: "Tadeusz Sznuk: nie lubię być zdalnie sterowany", Onet "Wychodzą na jaw tajemnice z prywatnego życia Tadeusza Sznuka! Prawda o jego żonie i dzieciach zaskoczy wszystkich!", Super Express " Tych rzeczy nie wiedzieliście o Tadeuszu Sznuku. Prezenter, lektor, pilot i niedoszły senator", Na Temat "Tadeusz Sznuk o wprowadzaniu stereofonii", Radio Polska Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: plejada@ Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z życiem gwiazd, zapraszamy do naszego serwisu ponownie! W wielkim finale 106. edycji teleturnieju Jeden z dziesięciu padł niesamowity wynik. Pan Dominik Rauer, ekonomista i prawnik z Leszna, zdobył 906 punktów. Do tej pory nigdy nie było tak blisko pobicia granicy czterocyfrowego wyniku, a przecież uczestnik wielkiego finału mierzył się z równie świetnymi zawodnikami. Teleturniej prowadzony przez Tadeusza Sznuka nie zawsze stanowi jednak równie świetlany przykład wiedzy, chłodnej głowy i pewności siebie. Niektórych uczestnikom Jeden z dziesięciu na przestrzeni lat zdarzały się mało chlubne odpowiedzi i zachowania. Włocławek Miastem Aniołów Pytania o sport potrafią sprawić niektórym młodszym uczestnikom sporo problemów. Nie każdy jest przecież w stanie podać medalistów igrzysk olimpijskich czy mistrzostw świata lub Europy, które odbyły się na wiele lat przed urodzinami odpowiadającego. Nikt nie spodziewał się jednak, że proste z pozoru pytanie o miejsce „zamieszkania” przez koszykarską drużynę Anwilu sprawi tyle kłopotów panu Marcinowi. Uczestnik desperacko chwycił się jedynej około koszykarskiej myśli, jaka pojawiła się w jego głowie i odparł: „Los Angeles”. Jest w tym jakaś logika. Wydaje się, że nawet koszykarze Anwilu Włocławek osiągnęliby w ostatnich latach lepsze wyniki w NBA od Los Angeles Lakers. Najbardziej niezdrowe jedzenie Wszyscy wiemy, że jadanie w fast foodach nie jest najzdrowszym sposobem na odżywianie. W jednym ze starszych odcinków Jednego z dziesięciu pewna niezdrowa przekąska kosztowała pana Andrzeja więcej niż tylko podwyższający się poziom cholesterolu we krwi. W pierwszym etapie teleturnieju, gdzie otrzymuje się zazwyczaj łatwiejsze pytania, Tadeusz Sznuk zapytał uczestnika z jakiego popularnego warzywa wytwarza się chipsy. Pan Andrzej odpowiedział, że z „frytki”. Chipsy z frytek o smaku frytek! To musiałoby być najbardziej niezdrowe jedzenie na świecie. Newton czyli Pascal To Karol Strasburger, prowadzący program Familiada znany jest powszechnie z opowiadania na antenie suchych żartów. Co nie oznacza, że w Jeden z dziesięciu niektórzy uczestnicy nie mają ambicji do opowiadania własnych dowcipów. Tak stało się po jednym z finałów, gdy Tadeusz Sznuk zauważył smutek na twarzach pokonanych. Wtedy odezwał jeden z uczestników, proponując opowiedzenie żartu. Kawał związany był z postacią trzech słynnych fizyków – Alberta Einsteina, Blaise'a Pascala i Izaaka Newtona – którzy spotykają się w niebie i postanawiają zagrać w grę. Jak widać odrobina humoru jest w stanie nawet lepiej osłodzić porażkę niż kuferek pełen słodyczy. Ekstremalnie trudny mat Do historii przechodzą nie tylko odpowiedzi uczestników w trakcie samego programu, ale też sposób ich prezentacji. Legendarna sekwencja, w trakcie której zawodnicy mają okazję się przedstawić zazwyczaj przebiega według standardowego schematu: imię, nazwisko, zawód, skąd jestem, co lubię. Niektórzy uczestnicy lubią zaskoczyć i złamać typowy sposób prezentacji. Inni potrafią zadziwić swoimi doświadczeniami. Tak było w przypadku pana Krystiana, który przedstawił się jako miłośnik sportów ekstremalnych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie dodał w następnym zdaniu, że chodzi o szachy. Wbrew pozorom rozgrywki szachowe najwyższym poziomie, które rozkładają się na kilka partii, z których każda ciągnie się godzinami, potrafią być niezwykle wycieńczającym sportem. Nie wspominając o wysiłku umysłowym! Po czymś takim dla odprężenia i relaksu można zagrać w piłkę nożną. Zgłaszam reklamację Nerwy zjadają wielu uczestników Jeden z dziesięciu. Nie ma w tym nic dziwnego. Co innego jednak nerwy, a co innego gapiostwo. Tym bardziej w wielkim finale, do którego dostał się pan Jacek. Wszystko wydawało się iść po myśli tego uczestnika. Miał najwyższą liczbę punktów i zachował więcej szans od przeciwników. Gdy odpadli, w panu Jacku obudził się jednak syndrom zwycięzcy, tak powszechny w tym turnieju. To właśnie wtedy z niektórych zawodników schodzi cały nagromadzony stres. Rozluźnieni natychmiast tracą pozostałe szanse i odpadają z programu. Nikt do tej pory nie podejmował jednak dyskusji z prowadzącym teleturniej, prosząc o drugą szansę, ponieważ "Nie wiedział, że pytanie jest adresowane do niego". Takie wymówki nie działały nawet w szkole, a co dopiero przed tysiącami telewidzów. Analfabetyzm antysemityzmu Wiele pytań które pada w trakcie programu, wymaga specjalistycznej wiedzy i sporego zainteresowania danym tematem. Nie zmienia to faktu, że niektóre odpowiedzi naprawdę nie mogłyby być prawdziwe w żadnej możliwej konfiguracji myślowej. Nie każdy musi wiedzieć choćby, ile znaków ma alfabet hebrajski, zwłaszcza dzisiaj, gdy mniejszość żydowska w Polsce jest znacznie słabiej reprezentowana niż dawniej. Trudno jednak, żeby chodziło o jeden znak, jak odpowiedział w jednym z odcinków pan Michał. Nawet Wookie zdają się wydawać więcej dźwięków, gdy zaczynają się ze sobą porozumiewać. Błąd maszyny losującej zdjęcie: TVP/PAP/Ireneusz SobieszczukJeden z dziesięciu uznawany jest za teleturniej na wysokim poziomie, ponieważ jego formuła koncentruje się przede wszystkim trudnych pytaniach i szybkich odpowiedziach. Czasem jednak wpadkę zaliczają nie uczestnicy, ani nawet prowadzący, a oceniające odpowiedź maszyny. Tak było w przypadku jednego z odcinków pod koniec 2017 roku. To wtedy Tadeusz Sznuk zapytał: „Ile razy Igrzyska Olimpijskie odbyły się w Ameryce Południowej?”. Uczestnik odpowiedział, że jeden raz, co było w poprawną odpowiedzią. Jednak według organizatorów nie wydarzyło się to ani razu. Twórcy programu szybko przeprosili za błąd i obiecali poprawę, ale niesmak pozostał. 33 Jeden z dziesięciu (1 z 10) - Tadeusz Sznuk nie wytrzymał! Ale koleś jebnął "Prowadzący teleturniej 1 z 10, nie wytrzymał, gdy gracz zadał mu pytanie." wymaxiorowany przez 1 użytkowników i 32 gości Podobne Maxiory

jeden z dziesięciu nie wytrzymał